Gryfów takich jak ten
spotkamy w Szczecinie kilka.
Wyruszamy tam, gdzie zostawił nas ostatni wpis, czyli sprzed Bramy Królewskiej. Szczecin słynie z rozległych placów i gwiaździstej zabudowy, która upodabnia go do Paryża. Faktycznie, jest coś niesamowitego w wielkich rondach. Żeby dostać się na przeciwległą stronę ulicy, trzeba nieraz przekroczyć 4 szerokie arterie! Na szczęście, światła są tak ustawione, że mając zieloną falę, można je błyskawicznie przejść.
To miejsce jest też ciekawe z innych względów. Nie codziennie trafia się rondo, na którym można bezkarnie stać, objeżdżanym dookoła przez auta.
Do tego możemy sobie usiąść na ławeczce, w instalacji pozostałej po jakichś targach kwiatowych - fajny pomysł, choć nie bardzo chciało mi się siedzieć w oparach spalin
A jak już tu jesteśmy, to można się rozejrzeć. Z jednej strony ulicy ciekawy szereg domków. Uwagę przykuła Matka Boska Narożna
To Domki Profesorskie. Jak sama nazwa wskazuje, zamieszkiwali je profesorowie pobliskiej, nieistniejącej już, kościelnej uczelni.
A trochę bliżej dwa piękne budynki, obecnie muzealne.
Narodowe zdobi fantastyczny front. Nie spodziewałam się znaleźć czegoś takiego w tym mieście.
Mówiłam, że będą gryfy - tu w herbie Pomorza. Niekompletnie ubrani faceci z przyłbicami też fajni.
W drugim budynku jest sztuka bardzo współczesna. Tak bardzo, że jej nie rozumiem
W powojennych rekonstrukcjach pozwolono sobie na żarcik. Zamiast antycznych głów, spozierają na nas związani z kulturą szczecinianie. (Podobne smaczki można także znaleźć gdzieniegdzie w Gdańsku.)

Dalej jest jeszcze ciekawiej, w przeciwieństwie do starówki. Właśnie, czemu to miasto nie ma 'normalnej' starówki? W czasie wojny zniszczono aż 90% budynków! Jednak po wojnie, zamiast ją odbudować, zdecydowano o postawieniu bloków mieszkalnych. Pewnie chodziło o czas - ludzie potrzebowali na gwałt mieszkań, nikt nie miał czasu czekać na cyzelowanie kamieniczek. Poza tym, bardzo długo nie było pewne, czy Szczecin pozostanie w Polsce. Ostatecznie granicę z Niemcami potwierdzono dopiero w latach 90-tych!! A skoro nie wiadomo, to po co robić "Szwabom" prezent i pakować kasę w budynki. Coś z tej niestałości musiało przejść do ogólnego wrażenia miasta. Do dziś mało kto traktuje je poważnie jako ośrodek czegokolwiek, na północy jest Trójmiasto i właściwie nic więcej. Większość moich znajomych kierowała się na studia do innych miast, mimo że Szczecin był najbliżej, nie poznałam nikogo, kto czułby się w nim dobrze, za to znam wielu stąd uciekinierów. W sumie trudno uchwycić czemu, bo ciekawa historia, atrakcyjna lokalizacja. Ale fakt, to miasto jest jakieś... dziwne.
Przykład - te dwa ujęcia.
1. Plac z reprezentacyjnymi budynkami i piękną fontanną Orła Białego. Tuż obok trawnika z bawiącymi się dziećmi koczowisko, do którego nie zbliżałam się bliżej niż na kilka metrów, bo odór straszliwy. A w tle fontanny TO COŚ
2. A w drodze na Zamek takie smętne baraki.
No ale moim założeniem było właśnie znaleźć to, co ładne. Więc dwa ładne budynki na w/w placu Orła Białego.
Pierwszy jest obecną Szkoła Muzyczną, wg przewodnika "najdoskonalszy w mieście przykład architektury przełomu baroku i klasycyzmu". Do tego solidnie odnowiony.
Ta harmonia!
To świetna lekcja historii: winiarstwa - bo tym parał się oryginalny właściciel pałacyku (ach ta ciężka beczka)
... oraz muzyki - patrzą na nas jej tuzy. Rozpoznajecie np. tych panów?
Drugi pałac mieści - a jakże! - Akademię Sztuki. Trudno wyobrazić sobie lepszą siedzibę.
Zwany Pałacem pod Globusem - widać czemu. I kolejny gryf! A Eskulapa widzicie?
Na tym dziwnym placu znalazłam też taką, niewymienioną w przewodniku, ciekawostkę.
Co to??
Starsza pani z wnuczką chętnie mi wyjaśniły zasady działania
Obok była kawiarnia z pyszną kawą, więc skorzystałam i pocwałowałam dalej, na słynne Wały i do Zamku. Ale to w następnym odcinku

A na deser dwa smaczki
Wiele takich napisów na szczytach budynków zauważyłam.
Może nie dziwny, tylko... ?